– Nie dbasz o siebie. Zawsze chodzisz w szlafroku, nie chcesz biegać i nie interesuje cię nic poza zupą i wnukami.
Jestem zmęczony. Chcę mieć u boku zadbaną i interesującą kobietę.
Jesteśmy w tym samym wieku, ale wyglądasz jak moja matka” – powiedział na koniec, co naprawdę mnie zabolało.
Ale zamiast czuć się źle z powodu rozwodu i cierpieć z jego powodu, postanowiłam zemścić się na byłym mężu. Trzy miesiące później zadzwonił i błagał mnie o wybaczenie, ale odmówiłam i nie żałuję.
On naprawdę odszedł. Powiedział: „To już koniec, nie mogę tego dłużej robić” i odszedł.
Siedziałem przy kuchennym stole, wpatrywałem się w pusty kubek i nie rozumiałem, co się dzieje wokół mnie.
Ciężko wydycham. Najdziwniejsze nie jest to, że mój mąż odszedł. I faktem jest, że nie wydawałem się zaskoczony. Wszystko prowadziło do tego.
Szczerze mówiąc, od dziesięciu lat nie czuję się żoną. Żyła dla innych. A on… żył w pewnego rodzaju własnym świecie.
Siłownia trzy razy w tygodniu, zdrowe odżywianie, treningi, maratony. Nawet w wieku sześćdziesięciu lat wyglądał jak z reklamy: wysportowany, zawsze w obcisłej koszulce, z równomierną opalenizną – i to zimą! — i lekko przyciemnione skronie.
Mój syn wtrącił się: Tata ma rację, mamo, powinnaś też chodzić na siłownię, odwiedzić kosmetyczkę, przejść na dietę… Ale ja to po prostu zignorowałam. Nie ma czasu na diety, kiedy na kuchence stoją trzy garnki, a na lodówce czeka lista rzeczy do zrobienia.

A potem… on po prostu przyszedł i powiedział:
– Wychodzę. Nie mamy ze sobą nic wspólnego. Chcę żyć, oddychać. A ty…
Zawahał się, ale kontynuował:
– Przestałaś być kobietą. Zostałaś babcią. Gospodyni domowa. Ale chcę mieć obok siebie kogoś żywego.
Pozostałem w milczeniu. Po czym usiadła na sofie i powiedziała:
— Zakończ rozmowę. Od kiedy zacząłem.
Wzruszył ramionami:
– Nie dbasz o siebie. Zawsze chodzisz w szlafroku, nie chcesz biegać i nie interesuje cię nic poza zupą i skarpetkami twojej wnuczki. Jestem zmęczony. Chcę mieć u boku zadbaną i interesującą kobietę. Jesteśmy w tym samym wieku, ale wyglądasz jak moja matka.

Dwa dni później spakował walizkę, zostawił klucze na stole i wyjechał.
Minął miesiąc. A potem drugi. Rozwód został sfinalizowany szybko. Sprzedałem swoją część mieszkania i wynająłem małe studio na obrzeżach. Kupiłam sobie czajniczek z kwiatami, koc z owcami i – po raz pierwszy od wielu lat – czerwoną szminkę.
Mój przyjaciel zaciągnął mnie do mistrza. Nowa fryzura, farbowanie, pielęgnacja.
I nagle… stało się łatwiej. Sny stały się spokojniejsze. Rano – kawa, spacer w parku. Nie ma pośpiechu. Wnuki przychodziły, ale już nie codziennie. I w tej ciszy, po raz pierwszy od lat, usłyszałem siebie.
Mój mąż zadzwonił trzy miesiące po rozwodzie.
– Wiesz, wyglądasz… dobrze. Na zdjęciu widziałem swoje wnuki.
– Dziękuję. Teraz żyję także dla siebie.

– Może się spotkamy? Kawa…
– Nie. Dziękuję. Teraz mam inne plany.
Rozłączyłem się. Bez łez. Bez żalu.