Pies nagle podbiegł do walizki – gdy ją otwarto, policjanci zaczęli szlochać…

Międzynarodowy Port Lotniczy im. Franciszka Liszta w Budapeszcie jest bramą do węgierskiej przestrzeni powietrznej, przez którą codziennie przewijają się tysiące ludzi – krzyżują się tu losy biznesmenów, turystów, członków rodzin i osób powracających do kraju. Szum terminali, trzask taśm bagażowych i nieustanny trzask głośników stanowią część żywego organizmu, który łączy kraj ze światowym krwiobiegiem.

Jednym z najważniejszych filarów funkcjonowania lotniska jest bezpieczeństwo . Aby to osiągnąć, muszą to robić nie tylko ludzie, ale także czworonożni bohaterowie, którzy wykonują swoją pracę po cichu i niezauważeni – tacy jak Léna , owczarek belgijski, który służy jako pies policyjny w policji lotniskowej.

Jego właściciel i treser, kapitan Tibor , pracuje jako psi detektyw od ponad dziesięciu lat. Relacja między nim a Léną jest niemal telepatyczna: wystarczy jedno spojrzenie, jeden mały gest, aby się porozumieć.

Pewnego typowego wiosennego dnia – 4 maja – wykonywali swoje zwykłe obowiązki. Tibor i Léna właśnie sprawdzali halę odbioru bagażu w Terminalu B. Pies metodycznie i intensywnie węszył w bagażu, podczas gdy pasażerowie obojętnie go obserwowali – kilku się do niego uśmiechało, ale nikt nie odważył się go pogłaskać, bo był w mundurze, a jego służba była poważniejsza, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Nagle jednak Léna zatrzymała się przed brązowym tekturowym pudłem, które niczym nie różniło się od pozostałych. Jego ciało się napięło, przycisnął nos do boku i wydał z siebie niski, dziwny jęk.

Tibor zamarł.

„To niezwykłe” – powiedział cichym głosem, pochylając się nad etykietą. – „Nadawca: Lemberg, Ukraina. Odbiorca: X Kft., Budapeszt XVIII. okręg.”

Pudełko było duże, ale nie było to niczym niezwykłym. Tibor zauważył jednak coś niepokojącego: wzdłuż jednego z podłużnych boków znajdowały się małe, ledwo widoczne otwory. Lena aż się trzęsła, gdy próbowała się do niego zbliżyć.

„Coś jest bardzo nie tak” – zauważył ponuro.

Na miejsce zdarzenia wkrótce przybyło wielu policjantów i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Skrzynię odizolowano, przewieziono na pobliski poligon doświadczalny i wezwano oddział saperski – zgodnie z protokołem w takich przypadkach można podejrzewać obecność materiałów wybuchowych.

Podczas gdy wszyscy czekali na zewnątrz, Léna jęczała z podniecenia, drapała drzwi i nie obchodziło jej nic innego, tylko pudełko. Tibor spojrzał na niego zaniepokojony.

„Léna nigdy wcześniej się tak nie zachowywała” – szepnął do jednego ze swoich kolegów. „Tutaj jest coś innego, coś więcej”.

Kiedy strażacy w końcu wrócili, pokręcili głowami.

„Żadnych materiałów wybuchowych, żadnego metalu”. Ale… to dziwne. „Można kontynuować rozbiórkę” – powiedział jeden z nich.

A potem nadszedł moment, którego nikt nigdy nie zapomni. Pudełko powoli otworzono i spod pokrywy wyłoniły się… trzy malutkie, drżące tygryski .

Kiedy górna część skrzynki się otworzyła, zgromadzeni policjanci, strażacy i ochroniarze wycofali się niemal jednocześnie.

” Co do cholery…?” – zapytał zszokowany porucznik Szabó , pochylił się bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się.

W otwartym kartonie leżały trzy małe tygryski , ledwo się ruszające, schowane w trocinach. Ich ciała były chude, futro skołtunione i brudne, a ich oczy mrugały słabo w ostrym świetle neonów.

„O mój Boże… oni jeszcze żyją!” – wykrzyknęła specjalistka ds. ochrony zwierząt, Katalin , która została szybko wezwana na miejsce zdarzenia.

Léna , pies policyjny, nie potrafiła już dłużej się powstrzymywać. Gdy tylko otrzymał pozwolenie od Tibora, podskoczył do pudełka i ostrożnie powąchał szczeniaki. Tygrysy nie okazały strachu – wręcz przeciwnie, ruszyły się, jakby dostrzegały w nim ochronę.

„Jak do cholery to przekroczyło granicę?” – Tibor zapytał wprost .

Tymczasem Katalin już badała zwierzęta.

„Są całkowicie odwodnieni… niedożywieni… potrzebują natychmiastowej pomocy lekarskiej”. Jeśli nie zaczniemy działać teraz, mogą zostać zniszczone w ciągu kilku godzin.

„Zadzwonię do jednostki weterynaryjnej” – warknął porucznik Szabó, wyjmując telefon. – I poinformujemy Krajową Administrację Skarbową. To nie jest zwykły przemyt.

Kontrola wykazała, że ​​wewnątrz pudełka była słaba wentylacja. Szczenięta były pokryte trocinami, co musiało sprawiać, że każdy ruch sprawiał im ból. Odór w pomieszczeniu mówił wszystko: mocz, odchody, stęchłe powietrze.

„To jest tortura”. „Zostali żywcem pochowani” – szepnęła Katalin przez łzy.

Kilka minut później przybyła specjalna jednostka ratunkowa dla zwierząt z Metropolitan Animal Protection Service . Dwóch mężczyzn i kobieta – profesjonaliści w każdym calu. Ostrożnie wyjęli szczenięta, owinęli je w miękkie koce, a następnie umieścili na noszach.

„Nadajmy im imiona” – powiedział cicho Tibor. „Jeśli zostaną.”

– Te dwie samice to Maja i Tündi . Samcem… powinien być Bence – zasugerowała Katalin, głaszcząc najsłabszego szczeniaka.

Wtedy porucznik Szabó podszedł do telefonu.

„Mam nadawcę”. Ukraińskie zoo. Oficjalnie eksportują zabawki, ale wygląda na to, że to tylko przykrywka.

„Więc handlują z nimi…” – mruknął Tibor. „To jest ludzka podłość na kostce”.

Młode zwierzęta przewieziono do stacji ratunkowej dla dzikich zwierząt w Piliscsaba , gdzie natychmiast podjęto działania ratujące życie. Lekarze na zmianę czuwali przy nich przez wiele dni.

Później Katalin wróciła do Ferihegy, aby poszukać Leny i Tibora.

„Myślę, że wszyscy trzej zawdzięczają im swoje życie” – powiedział, pochylając się i głaszcząc owczarka belgijskiego po głowie.

Tibor się uśmiechnął.

„On nie zasługuje na nagrodę”. Ale ma nową kość-zabawkę, którą dostaje tylko na specjalne okazje. I teraz ma do tego prawo do końca życia.

Lena po prostu usiadła i spojrzała na swego pana, powoli merdając ogonem. W jego oczach odbijała się lojalność i duma.

Następne dni upłynęły w napięciu w stacji ratunkowej dla dzikich zwierząt w Piliscsaba . Stan trzech tygrysiątek – Mai, Tündiego i Bence’a – był krytyczny. Gdy robaki zjadały ich małe ciałka od środka, pacjenci cierpieli na poważne odwodnienie i długotrwałe niedożywienie, lekarze nie śmieli żywić nadziei.

Pierwsza noc była najtrudniejsza. Dr Anna Bereczky , lekarz weterynarii specjalizujący się w ochronie dzikich zwierząt, czuwała całą noc przy jednym z inkubatorów.

„Nie poddawaj się, Bence… jesteś małym wojownikiem, tylko jeszcze o tym nie wiesz” – szepnął do najsłabszego mężczyzny, powoli podając mu płyn ze strzykawki, kropla po kropli.

Մեքսիկացին փորձել է կենդանի վագրի ձագ ուղարկել փոստով

W międzyczasie pracownicy nawiązali głęboką więź z małymi ocalałymi. Tygrysiątka stawały się z dnia na dzień silniejsze, ich futro znów zaczęło błyszczeć, a ich ruchy stały się szybsze. Tydzień później bawiły się w gonitwę po swoim wybiegu.

Pewnego majowego dnia odwiedzili ich również Tibor i Léna.

„No, spójrz, mała!” – powiedział Tibor, podczas gdy Léna ciekawie węszyła po ogrodzonym terenie.

Trzy tygrysiątka – jakby rozpoznały jej zapach – natychmiast pobiegły do ​​kratki dzielącej domostwo i spojrzały na Lenę z rodzajem znajomego zdziwienia.

„Pamiętają go” – powiedziała cicho Anna. „Nie wiem, jak to możliwe… ale jakoś ten zapach w nich pozostał.” Być może instynktownie wiedzą, kto ich uratował.

Tibor uklęknął obok Leny.

„Jesteś naszym bohaterem, wiesz o tym?” Nie postawią ci pomnika, ale już jesteś w naszych sercach.

Zespół weterynaryjny i władze nie pozostały bezczynne. Krajowe Biuro Śledcze (NBI) przydzieliło do tej sprawy cały zespół śledczy. Szef ukraińskiego zoo wysyłającego – niejaki Olekszij Horváth , posiadający podwójne obywatelstwo Zakarpacia – został aresztowany, gdy opuszczał kraj na granicy w Záhony.

Podczas przesłuchania okazało się, że nie była to jego pierwsza przesyłka.

„Popyt jest ogromny, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie” – stwierdził cynicznie. „A granice… cóż, można je przekroczyć, jeśli się dobrze płaci”.

„A ich rodzeństwo?” A pozostała dziewiątka dzieci? – zadał mu pytanie śledczy NNI.

Oleksij tylko wzruszył ramionami.

– Wyszli. Mogliby już być na innym kontynencie.

Odpowiedź ta znalazła oddźwięk wśród tych, którzy byli świadkami dramatu w Ferihegy.

Media szybko zainteresowały się tą sprawą. Wiadomość rozeszła się po całym kraju: „ Ocalono trzy tygrysie szczenięta na lotnisku im. Ferenca Liszta – pies, który stał się bohaterem ”.

Opinia publiczna była w rozterce. Organizacje zajmujące się prawami zwierząt wystosowały petycje domagając się zaostrzenia kontroli zwierząt na lotniskach, a Zgromadzenie Narodowe zwołało nadzwyczajną sesję, aby omówić nowe możliwości walki z nielegalnym handlem dzikimi zwierzętami.

Dwa miesiące później było już pewne: Maja, Tündi i Bence są poza niebezpieczeństwem. Ich stan się ustabilizował i wkrótce nadszedł czas, aby znaleźć im nowy dom – taki, który będzie nie tylko bezpieczny, ale także godny ich życia.

Po długich negocjacjach schronisko dla dużych kotów Tierwald w Niemczech zgodziło się je przyjąć. Zapewniono im warunki zbliżone do ich naturalnego środowiska: lasy, strumienie, kryjówki i stałą opiekę medyczną .

W dniu pożegnania Tibor, Léna i Anna byli również obecni w Ferihegy, gdy specjalne kontenery transportowe wystartowały i wjechały do ​​wnętrza niemieckiego samolotu.

„Dbajcie o siebie” – powiedziała Anna, gdy drzwi kontenera zostały zamknięte. „I nie zapomnij o nas”.

Tibor pogłaskał Lénę po głowie.

„Dla nich zaczyna się nowe życie”. A dla nas… pozostanie historia, której nigdy nie zapomnimy.

Tego wieczoru znów byli w wiadomościach: historia trójki węgierskich tygrysiątek obiegła cały świat. I było zdjęcie: Léna, owczarek belgijski, z nosem przyklejonym do stalowej kraty, patrzyła za odchodzącymi przyjaciółmi.

Posłowie
Maja, Tündi i Bence żyją teraz szczęśliwie w rezerwacie Tierwald. Eksperci twierdzą, że nie ma przeszkód, aby żyli długo i szczęśliwie – choć nigdy nie będą mogli żyć swobodnie, nadal będą otoczeni godnością i opieką.

A wierny węgierski pies policyjny, który „po prostu wykonywał swoją pracę”, na zawsze zapisał się w księdze uratowanych istnień.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *