Ale moja pozycja w przestrzeni po raz kolejny zmienia się zbyt dramatycznie.
„Gościnny” właściciel ściąga mnie z ramienia i kładzie na podłodze.
Obcasy botków głośno stukają o płytki.
„Tutaj, Curly” – w moje ręce wpada puszysty ręcznik, starannie złożone prześcieradło, czapka i jednorazowe kapcie. — Tutaj możesz się rozebrać, łaźnia parowa jest za tymi drzwiami, po lewej stronie pryszniców, basen jest za tymi drzwiami.
- Aha?
„Obiecuję, że nie będę podglądał” – Makar podnosi ręce dłońmi do góry. — Chyba, że oczywiście sam zadzwonisz.
- Rozumiem, rozumiem, nie zadzwonisz do mnie. Znikam.
I naprawdę znika, szczelnie zamykając za sobą drzwi.
Ale potem pojawia się ponownie.
„I nie martw się, dopóki burza nie ucichnie, a drogowcy nie oczyszczą drogi, jesteś moim gościem!”