GDY ZAKOCHANIE KOŃCZY SIĘ RAZEM Z TWOJĄ KARTĄ
Na początku wszystko wygląda pięknie.
Ona uśmiechnięta, zachwycona tobą, pisze, że jesteś „inny niż wszyscy”.
Lubisz czuć się ważny, więc naturalnie chcesz sprawiać jej przyjemność: kolacja, kwiaty, może weekendowy wyjazd.
To normalne – w zdrowym związku obie strony inwestują czas, emocje i… czasem też pieniądze.
Problem zaczyna się wtedy, kiedy zauważasz prostą zależność: im więcej wydajesz, tym bardziej jesteś kochany. A gdy tylko mówisz „nie” – nagle pojawia się chłód, pretensje, foch. Wtedy trzeba zadać sobie niewygodne pytanie: czy ona kocha ciebie, czy to, co jesteś w stanie jej zapewnić?
KIEDY „NIE” ZAMIENIA CIĘ W SKĄPCA I „PRZEGRYWA”
Zdrowa relacja znosi słowo „nie”. Raz ty mówisz „nie”, raz ona. Czasem zwyczajnie nie ma kasy, czasem są inne priorytety. Partnerka, która naprawdę cię szanuje, nie robi z tego dramatu.
Naciągaczka reaguje inaczej. W momencie, kiedy odmawiasz kolejnej torebki, wyjazdu czy „małej pożyczki”, nagle słyszysz, że jesteś „spłukany”, „skąpy”, „nie na jej poziomie”. Z faceta, którego jeszcze wczoraj nazywała „najlepszym”, w sekundę stajesz się tym, który „nie potrafi zadbać o kobietę”.
Znam faceta, nazwijmy go Michał. Na początku relacji spełniał każdą zachciankę swojej dziewczyny. Nowy telefon, wycieczka, ciągłe prezenty „bez okazji”. Do czasu, aż raz powiedział „nie”, bo zwyczajnie chciał odłożyć pieniądze na własny cel. Usłyszał, że jest żałosny, „jakieś 30 zł robi mu różnicę”. Nie chodziło o kwotę – chodziło o to, że przestał być jej bankomatem.
Jeśli jedna odmowa nagle przekreśla twoją wartość w jej oczach, to nie jest partnerka. To jest projekt biznesowy w ludzkiej skórze.
WIECZNY KRYZYS – JEJ PROBLEMY, TWOJA KARTA
Kolejny charakterystyczny sygnał to niekończące się „nagłe sytuacje”. Raz zaległy czynsz, raz rachunki, raz zepsuty laptop, raz „ważna inwestycja w firmę”. Narracja jest zawsze podobna: „To tylko teraz, pomóż mi wyjść na prostą, potem wszystko się ułoży”.
Ciekawe, że przy tym wiecznym kryzysie finansowym, paznokcie zawsze zrobione, rzęsy świeżo przedłużone, telefon nowszy niż twój, a na Instagramie co chwilę nowe stylizacje. Oczywiście każdy ma prawo zadbać o siebie, ale jeśli ktoś rzekomo nie ma za co żyć, a jednocześnie wygląda jak chodząca reklama luksusowego salonu – coś tu się nie spina.
Mój znajomy Bartek opowiadał kiedyś, że jego była partnerka co tydzień miała „dramat”. A to mama chora, a to pies wymaga nagłej operacji, a to komornik, a to jakaś kara do zapłaty. Za każdym razem była łza w oku, słodki głos, obietnica „oddania, jak tylko stanę na nogi”. Nigdy nie stanęła. Za to ona zaczęła chodzić w ubraniach, na które on sam nigdy by sobie nie pozwolił.
Jeśli zauważasz, że jesteś jej kołem ratunkowym non stop, a jednocześnie ona nic nie zmienia w swoim podejściu do pieniędzy – to nie jest partnerstwo. To ciche sponsorowanie stylu życia.
PORÓWNUJE CIĘ Z INNYMI, ŻEBY WYWOŁAĆ POCZUCIE WINY
„Facet mojej koleżanki zabrał ją do Dubaju.”
„On kupił jej samochód, a ty nawet weekendu nad morzem nie potrafisz ogarnąć.”
„Inni to potrafią się postarać o kobietę.”
Na początku takie teksty mogą cię zaboleć i… zmotywować. Chcesz udowodnić, że też jesteś „prawdziwym facetem”, więc zaciskasz zęby, kombinujesz, bierzesz nadgodziny, rezygnujesz z własnych planów.
Tylko że to nie jest inspiracja, to nie jest wsparcie. To czysta manipulacja oparta na porównaniach. Zamiast docenić to, co robisz, ona stale podnosi poprzeczkę, używając innych mężczyzn jako kijka, którym cię szturcha. Nieważne, co kupisz i zorganizujesz – zawsze znajdzie się ktoś, kto „robi więcej”.
W zdrowej relacji partnerka docenia twoje starania w kontekście twojej sytuacji, możliwości i charakteru, a nie w odniesieniu do czyjegoś Instagrama. Kiedy zamiast rozmowy o planach, marzeniach i wspólnym rozwoju słyszysz tylko o tym, ile wydajesz, wiedz, że walczysz nie o miłość, tylko o to, żeby zostać jej prywatną kartą premium.
BARDZIEJ INTERESUJE JĄ TWOJA WYPŁATA NIŻ TWOJE WARTOŚCI
Na początku relacji pytania o pracę czy plany życiowe są naturalne. Chcemy wiedzieć, z kim jesteśmy, w jakim kierunku zmierza ta osoba, co jest dla niej ważne.
U naciągaczki te pytania mają jednak zupełnie inny smak. Zamiast: „Co lubisz robić?”, „O czym marzysz?”, „Jakie wartości są dla ciebie ważne?”, pojawia się seria pytań kontrolnych: „Ile dokładnie zarabiasz?”, „Czy to jest umowa na stałe?”, „Masz swoje mieszkanie?”, „Samochód jest twój czy w leasingu?”.
Nie ma w tym ciekawości. Jest kalkulacja. Każda odpowiedź to dla niej wewnętrzna tabela: opłaca się – nie opłaca się. Jeśli liczby się zgadzają, staje się słodka, zaangażowana, dostępna. Jeśli nie – nagle „ma dużo na głowie”, „potrzebuje przestrzeni”, „to nie jest dobry moment na związek”.
Prawdziwa partnerka może zapytać o finanse, ale po to, żeby lepiej zrozumieć, jak razem planować życie. Naciągaczka pyta po to, żeby ocenić, czy opłacasz się jako inwestycja.
ZAMIAST SPONSOROWAĆ STYL ŻYCIA – POSTAW NA PRAWDZIWĄ PARTNERKĘ
Na końcu warto powiedzieć to wprost: nie ma nic złego w tym, że chcesz dawać. Mężczyźni lubią czuć się hojni, opiekuńczy, potrzebni. Problem zaczyna się wtedy, gdy twoja hojność jest jedyną rzeczą, która trzyma ją przy tobie.
Kobieta, która naprawdę cię kocha, może cieszyć się prezentami, ale nie będą one warunkiem jej obecności. Zamiast wystawiać ci rachunki, będzie z tobą budować – nawet jeśli na początku to budowanie oznacza tańszą kawę na stacji zamiast weekendu all inclusive.
Jeśli czujesz, że jesteś bardziej bankomatem niż partnerem, zrób sobie szczery rachunek sumienia. Zadaj jedno proste pytanie: gdyby jutro zniknęły moje pieniądze, czy ona wciąż chciałaby przy mnie zostać?
Jeśli odpowiedź cię boli, to znak, że nie jesteś w związku, tylko w jednostronnej umowie sponsoringowej, którą ktoś sprytnie nazwał „miłością”. I im szybciej to zobaczysz, tym mniej zapłacisz – nie tylko z konta, ale też z serca.