Nikołaj ponownie pokłócił się z żoną. Chociaż nie można tego nazwać kłótnią w pełnym tego słowa znaczeniu: żona wróciła do domu o piątej rano i wydawało jej się, że jest to całkiem normalne.
„Svet, proszę wyjaśnij” – zaczął – „co przeszkodziło ci przynajmniej w odbieraniu moich telefonów?”
„Jestem strasznie zmęczona” – odpowiedziała Swietłana.
— Zmęczony? Po raz pierwszy słyszę, jak ludzie męczą się odpoczynkiem” – zauważył Nikołaj.
Sveta odwrócił się do niego ostro.
— Kolya, chcesz, żebym cały dzień siedział w domu? Ty jesteś w pracy, a ja muszę pilnować czterech ścian?
— Dlaczego? Możesz zająć się czymś innym, ale w ciągu dnia.
— Co na przykład? Iść do pracy? – Sveta się roześmiała. — Czy pracuję? Czy całkowicie straciłeś głowę? Więc dlaczego w ogóle mnie potrzebujesz?
— Więc jestem dla ciebie tylko źródłem dochodu? – zapytał z wyrzutem.
Sveta odwróciła się i poszła do sypialni, wykonując niejasny gest pożegnalny. Nikołaj spojrzał na drzwi i próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz mieli ze sobą intymność. Zdecydowanie nie w tym miesiącu: Svetę czasem boli głowa, czasem nie ma czasu i z tysiąca innych powodów.
Nikołaj westchnął ponownie, zastanawiając się, dlaczego w ogóle poślubił tę kobietę. I za każdym razem odpowiadał sobie: Pochlebiała mi młodość i uroda. Ona nie ma czterdziestu lat, on ma pięćdziesiąt. To jego wina i teraz za to płaci.
Dziś rano mój nastrój był zrujnowany. Wyszedł z domu, stanął przy samochodzie i zdał sobie sprawę, że nie chce dzisiaj iść do pracy. Na szczęście nie ma go kto zmusić, bo w pracy jest nie tylko szefem, ale i mistrzem. Opuszczając dziedziniec, zatrzymał się na chwilę, po czym uśmiechnął się szeroko. Same nogi zaprowadziły go na rynek.
Dawno, dawno temu, kiedy Nikołaj był młody i niedoświadczony, to tutaj zaczynał się jego biznes. Dziś jest to całkiem przyzwoite przedsięwzięcie, choć jeśli kopać głębiej… Ale niewielu podejmie ryzyko. Jak można wkopać się w sprawy osoby, którą w mieście znają wszyscy, a nawet urząd burmistrza czasem zwraca się do niej o radę?
W przeszłości on i jego zespół wstrząsali tym rynkiem najlepiej, jak mogli. Jednak nie tylko okradli tych, którzy płacili, ale także ich chronili. To były zabawne czasy, kiedy stężenie połamanych nosów i ludzi wywiezionych do lasu przekraczało rozsądne granice.
Kola zatrzymał się przy bramie targowej. Nic się nie zmieniło. Choć duże supermarkety z towarem lepszej jakości pojawiły się w mieście już dawno temu, ludzie wciąż tu przychodzili. Wędrował między rzędami, aż zdał sobie sprawę, dokąd zaprowadziły go stopy.
Serce zamarło mi boleśnie – dawno go tu nie było. Przed nim stał stary kontuar, który kiedyś był jasny i kolorowy. Za nim kwiaty sprzedawała wówczas piękna, odważna dziewczyna Marusja. Jedyny, który nie zapłacił na rynku. Żadne groźby nie pomogły. Nawet gdy pewnego wieczoru chłopcy ją zastraszyli, nie złamało jej to. Musiał z nią porozmawiać osobiście, kiedy znalazła się w jego posiadaniu.
Marusya była nie tylko ładna — zachwycała swoją urodą. Kiedy Nikołaj podszedł do jej lady, po prostu zamarł, w milczeniu patrząc na nią. Dziewczyna, paląc go wzrokiem, w końcu nie mogła tego znieść:
— Och, kto by pomyślał, że główny tyran nie ma języka!
Wydawało się, że Nikołaj wybudził się z transu.
„Z moim językiem wszystko w porządku, mówi tylko wtedy, kiedy jest naprawdę potrzebny, i tylko to, co warto powiedzieć”. A dla niektórych – uśmiechnął się – jest jak miotła.
Dziewczyna zarumieniła się, ale natychmiast odpowiedziała ostro:
„Powiedz mi, po co przyszedłeś, bo inaczej swoim wyglądem ocieniasz moje kwiaty”.
Z jakiegoś powodu stało się to zabawne. Usiadł obok jej kwiatów i zaczął zapraszać klientów. Kto wtedy byłby mu nieposłuszny? W ciągu pół godziny wszystkie kwiaty zniknęły. Nikołaj zeskoczył z kontuaru, patrząc na dziewczynę z wyzwaniem:
– Nie zarobiłem nawet napiwku.
„Chodźmy, dam ci coś do picia, biedaku” – zaśmiała się.
Nazywano Kolę na różne sposoby, ale nikt nigdy nie nazwał go „biednym facetem”. Marusya mieszkała w baraku ze starą babcią. Kiedy zobaczył ich ogródek przed domem, zdał sobie sprawę, że będą musieli długo walczyć, bo były tam kwiaty, jak małe wielokolorowe pole. Babcia była ślepa i głucha i po pięciu minutach siedzenia z nimi wyszła.
Marusja westchnęła:
— Babcia całkowicie się poddała. Nie wiem, jak dalej bez niej żyć.
-Gdzie są twoi rodzice?
— Szczerze mówiąc, nie wiem. Urodziły i zapomniały o mnie. Nawet nie wiem, czy żyją.
Siedzieli tak przez jakiś czas. Wtedy Marusja spojrzała na niego i odprawiła go:
— Czy to nie czas, abyś wyszedł? Twoje szczygły prawdopodobnie cię szukają.
Kola był zdezorientowany:
— Dlaczego tak jest? Każdy organizuje się jak może. Nie chcę sprzedawać kwiatów na rynku.
— Lepiej to odebrać inaczej, prawda? – Marusja odpowiedziała mu tym samym tonem.
Cierpliwość Mikołaja się skończyła:
— Czy ktoś zabrał twoje kwiaty? – zapytał, wychodząc trzaskając drzwiami tak mocno, że wyleciały z zawiasów. Gdy już ochłonąłem, zdałem sobie sprawę, że byłem podekscytowany. Przybył do sklepu, kupił nowe drzwi i poszedł do domu Marusi. Kiedy się zbliżył, ona już waliła młotkiem w zawiasy. Widząc go, roześmiała się:
– Byłem pewien, że wrócisz. To prawda, pomyślałem z narzędziami, a ty z całymi drzwiami. Postanowiłeś zaimponować?
Kola zdawał się zarumienić, ale odpowiedział ostro, opierając drzwi o framugę:
— Jak do tej pory żyłeś z takim językiem i nikt nie dał ci lekcji?
— Nie było odważnych. — Marusya pokazała mu język.
Kiedy on pracował przy drzwiach, ona przygotowała obiad.
— No cóż, zjemy kolację? – zaproponowała.
— Poważnie?
— Myślisz, że dałem ci truciznę? – Marusia zaśmiała się.
Potrząsnął głową:
— Nie, myślę, że nie umiesz gotować. Zwykle ludzie tacy jak ty tego nie robią.
— Możesz pomyśleć, że ludzie tacy jak ty robią tylko to, co gotują.
Znów go zaskoczyła: obiad był doskonały. Wszystko poszło gładko. Babcia założyła aparat słuchowy i zabawiała ich, życzliwie przeklinając młodzież. Kiedy zrobiło się ciemno, Kola wstał:
— Miło mi było porozmawiać. Już czas. Lepiej idź do łóżka. Czy jutro o świcie znów będziesz na rynku?
– Oczywiście, że chcę przeprowadzić się do miasta. Horyzont!
— Wow, masz plany! Czy wiesz, ile osób takich jak Ty jest w mieście?
— Wiem, dziesiątki tysięcy. I jakoś się ustabilizują. Czy jestem głupszy od nich wszystkich? Znajdę tam miejsce dla siebie.
***
Kilka tygodni później, kiedy zmarła moja babcia, Marusya zdawała się nie wychodzić przez noc.
Sam Kola zorganizował pogrzeb i sam za wszystko zapłacił. Marusya po prostu nie mogła znaleźć siły, aby wstać lub siedzieć i patrzeć w jeden punkt.
„Wyjadę jutro” – powiedziała.
Kola stanął przed nią.
– Nigdzie cię nie puszczę – powiedział, biorąc jej ręce w swoje.
— Jesteś dobry, Kolka, bardzo dobry. Ale nie jestem dla ciebie odpowiedni. Potrzebujesz gospodyni domowej, która się tobą zaopiekuje. Ale nie potrzebuję tego. odejdę. — Marusja uśmiechnęła się smutno.
Kola podskoczył.
— Rozśmieszyło mnie. To ja decyduję, kogo potrzebuję. Dlaczego potrzebujesz tego miasta? Tutaj wszystko dla Ciebie zorganizuję, tak jak będziesz mieszkać w raju.
Marusia uśmiechnęła się:
— Kohl, zostań dzisiaj.
Nawet zakrztusił się ze szczęścia, tak długo czekał na tę chwilę. Odesłałem wszystkie moje dziewczyny, ale teraz jestem zagubiony.
Tę noc pamiętał przez całe życie – nie było innych takich jak on. Ale rano, kiedy się obudził, Marusi nie zastał. Pozostała tylko notatka: „Wybacz mi, Kohl. Kocham cię, ale nam to nie wyjdzie ” . Wściekły uderzył w szafkę. Dlaczego tak zdecydowała? Z powodu rodziny czy rodziców?
Kiedy już trochę oprzytomniałem, zauważyłem na podłodze małą fotografię, na której Marusya się uśmiechała. Podniósł go, długo się mu przyglądał, po czym włożył go do kieszeni i wyszedł.
Od tego czasu minęło prawie trzydzieści lat…
***
— Wujku, wujku, upuściłeś to! — usłyszał z tyłu.
Odwracając się, Kolya zobaczył około ośmioletnią dziewczynkę trzymającą mu portfel. Poklepał kieszenie – portfel rzeczywiście zniknął.
Sądząc po ubraniu, dziewczyna miała trudności, ale ze znaleziskiem nie uciekła.
„Dziękuję bardzo” – powiedział, otwierając portfel i siadając przed nią. — Proszę bardzo, kup sobie czekoladę.
Podał jej rachunki, ale ona, patrząc na zdjęcie w jego portfelu, zadała niespodziewane pytanie:
— Dlaczego masz w portfelu zdjęcie mojej mamy?
Nikołaj podążył za jej spojrzeniem i zobaczył to samo zdjęcie. Obecnie został starannie odrestaurowany i zalaminowany.
— Twoja matka? — był zaskoczony. — Czekaj, jak ma na imię twoja matka?
— Nastya. Ona i ja niedawno tu przyjechaliśmy, wynajmowaliśmy pokój od mojej babci. Potem mama poszła do szpitala, a babcia przeklinała mnie, mówiąc, że jestem jakimś smutkiem. Ale to nieprawda! Mama wróci i wszystko będzie dobrze.
— W którym szpitalu jest mama? Czy sam ją odwiedziłeś?
— Tak, często. Chcesz, żebym ci pokazał? – dziewczyna była szczęśliwa. – Powoli przechodzę tylnym wejściem. Mama zawsze płacze, ale potem karmi ją owsianką i herbatą. To prawda, że jest im zimno.
Ich kroki szły obok siebie, a Mikołaj nie mógł zrozumieć, jak matka dziewczynki może być tak podobna do Marusi, że jej córka nawet ich dezorientuje.
– Tędy – wskazała tylne drzwi.
— Nie, chodźmy tak jak oczekiwałem.
Natychmiast podeszli do nich przy wejściu do szpitala.
— Wizyty dopiero za godzinę!
Nikołaj bez wahania podał pieniądze swojej siostrze:
— Zabierz nas do jej matki.
Wydawało się, że go rozpoznała i pomogła mu szybciej dostać się do odpowiedniego pokoju. Wkrótce pojawił się lekarz.
— Nikołaj Afanasjewicz, gdyby mnie ostrzegli, spotkałbym go.
Nakazał ciszę. Dziewczyna rzuciła się na młodą kobietę leżącą na łóżku. Nikołaja przeszedł dreszcz – to była Marusja.
— Przyjdę do ciebie wkrótce. — Nikołaj zamknął drzwi i został z nią sam.
— Kim jesteś? zapytał.
Kobieta, około dwudziestoletnia, spojrzała na niego i uśmiechnęła się:
— Powinieneś widzieć swoją twarz.
Nikołaj przypomniał sobie jej słowa i zapytał:
— Jesteś bardzo podobny do Marusi. Kim dla niej jesteś?
„Jestem jej córką i coś mi mówi, że twoja też” – powiedziała. — Jesteś Nikolai, prawda? Zanim moja matka umarła, prosiła, żebym cię odnalazł i powiedział, kim jestem. Cóż, znalazłem, ale od razu bałem się podejść – nie byłem pewien, czy w to uwierzycie.
„Nie można nie uwierzyć, że jesteś córką Marusi”. A tym bardziej moja córka” – odpowiedział zdziwiony Mikołaj. — Twoja matka i ja…
„Wiem, mama uciekła, bo wpadła w złe towarzystwo” – przerwała dziewczyna.
Mikołaj usiadł na krześle.
— Dlaczego mi nie powiedziała? Ja bym wszystko uporządkował… Marusyi już nie ma, prawda? – zapytał, podnosząc wzrok.
— Tak, zmarła w zeszłym roku. Staraliśmy się, jak mogliśmy, ale jej mąż nas wyrzucił. Dlatego znaleźliśmy się w tym mieście.
Nikołaj po cichu wyszedł i udał się do gabinetu lekarza.
— Co się z nią dzieje?
– Ma złożone złamanie. Aby tak upaść, trzeba spróbować. Musi cały czas leżeć. Można oczywiście zainstalować specjalne urządzenie, ale nie jest to tanie” – wyjaśnił lekarz.
Kola położył na stole plik pieniędzy.
— Jeśli potrzebujesz więcej, zadzwoń. Kiedy mogę to odebrać?
— Znacie się? – lekarz był zaskoczony.
Nikołaj uniósł brwi.
— Czy to ma dla ciebie znaczenie?
„Nie, oczywiście, przepraszam, wszystko załatwię” – lekarz zawahał się.
Kiedy Nikołaj przywiózł Nastyę i jej córkę do domu, jego żona Swieta była wściekła. Krzyczała i tupała, ale on spokojnie powiedział:
— Złożyłem pozew o rozwód. Widzisz, byłem z tobą prawdopodobnie ze strachu przed samotnością. Teraz się nie boję. Mam córkę i wnuczkę.
Nie wyobrażał sobie nawet, że będzie mógł cieszyć się zaciszem domu. Nastya opowiedziała mu o Marusie, jego wnuczka Valechka czytała mu lub grała, a Mikołaj ją obserwował. Teraz zrozumiał, że Marusya dała mu to, o czym zawsze marzył. Nastya nazwała go tatą, a Valechka nazwała go Nikołajem, twierdząc, że dziadkowie nigdy nie są tak młodzi.
— Rozumiesz, nigdy nie miałem ojca. To uczucie nie do opisania. Szkoda, że mama tego nie widzi.
„Nie płacz, głuptasie” – Nikołaj ją uściskał. — Teraz jesteśmy razem i wszystko będzie dobrze.
Kiedy jego dziewczyny zasnęły, poszedł do biura. Wyniki testu DNA Nastyi były zerowe. Była córką Marusi, ale nie jego córką.
Mikołaj kręcił papierem w dłoniach, po czym podarł go na drobne kawałki, włożył do popielniczki i podpalił. Kiedy spłonął doszczętnie, uśmiechnął się i poszedł spać. Jutro był długi dzień: zakupy, a potem wybór szkoły dla mojej wnuczki.