Mam już 29 lat, ale co roku urodziny obchodzę dwa razy.
Pierwszy raz w dniu, w którym się urodziłem. A drugi raz, kiedy zostałem uratowany z pożaru.
A raczej uratowała mnie moja starsza siostra.
Wyniosła mnie na powietrze około 20 minut przed przybyciem wozu strażackiego. Nie było szans, że zdążyliby na czas.
Historia jest właściwie banalna. Siedmioletni ja, oglądając telewizje, zobaczył, jak robią karmel. Trzeba było roztopić cukier na patelni i doprowadzić go do stanu płynnego. Moich rodziców nie było w domu, więc postanowiłem poeksperymentować. Cukier nie chciał się stopić od razu, więc postanowiłem poczekać w drugim pokoju. Rozproszyły mnie kreskówki i w tym czasie patelnia poszła z dymem.
Jak nam później powiedziano, najpierw zapaliła się firanka, a potem cała kuchnia. Zaczęło się dymić, a ja płonąłem. Dobrze, że siostra wróciła wcześniej ze szkoły i wyprowadziła mnie na powietrze. Zachowała się jak prawdziwa bohaterka.
Mama i tata nawet nie byli na mnie źli. Dali mi tylko małą reprymendę i na tym się skończyło. Ale moja siostra stała się prawdziwą ulubienicą w rodzinie. Poświęcano jej całą uwagę. Mama ciągle przypominała mi o tej sprawie i zawsze radziła, żebym jeszcze raz podziękował siostrze za uratowanie mnie. Nawet po dwudziestu latach. Dacie wiarę?
Dorośliśmy. Poszedłem w kierunku nowoczesnych technologii, szkoliłem się jako programista komputerowy. Ten zawód dał mi możliwość dobrego utrzymania się, odwiedzenia wielu miejsc, zobaczenia wielu ciekawych krajów i ludzi. Ale niestety, sprawy miały się gorzej dla mojej siostry. To nie moja wina, po prostu sobie nie radziła.
Najpierw pracowała w swoim zawodzie, a potem przyjaciółka poleciła jej pracę w salonie piękności. Tam płacili więcej, a praca sprawiała jej przyjemność. Rzęski, paznokcie, skórki… W zasadzie, cieszyłem się z jej wyboru. Potem poznała Wiktora, z którym później się