Lojalność i miłość psa nie znają granic. To wydarzyło się dawno temu, zaraz po wojsku. Tego dnia jedno zwierzę mogło zmienić mój pogląd na cały świat. Nigdy nie spotkałem tak dobrego i kochającego serca.
Mieszkaliśmy na wsi. Prawie na każdym podwórku były psy, a po ulicy biegały bezdomne. Nie zakładaliśmy naszych psów na łańcuchy, szkoda, ale daleko nie uciekły, więc biegały po okolicy i po domu.
Odwiedziła nas bezdomna suczka, nazwaliśmy ją Dina. Kochany pies. Nos jest ogromny, uszy odstają. Zawsze zdyszana, przybiegnie, wsadzi pysk pod płot, niezależnie od tego, czy nasi „mężczyźni” zajrzą do domu, czy nie. Jeśli nie, wpadnie, zje wszystko z misek i pobiegnie, gdzie się da.
Nie podniósł ręki, żeby ją odpędzić; tak bardzo się śmiał, patrząc na jej sabotaż.
Kiedy wychodziłem z bramy, żeby usiąść na gruzach, ona często podbiegała. Bawił się z nią, rzucał piłką lub po prostu marszczył jej uszy. Dina i ja zostaliśmy przyjaciółmi.
Nie mogła pozwolić jej na stałe wrócić do domu, no cóż, gdzie mieszkali mężczyźni i w ogóle nieźle jej się żyło na ulicy. Zimą oczywiście nie będę go wypędzał, pozwolę mu spać w szopie, bo inaczej nie będzie musiał tego robić przez cały dzień.
Tak się złożyło, że więcej czasu spędziłam z Diną niż z naszymi psami. Biegały same, ale ta mnie pieściła i biegała za mną ogonem.
Zapytałem ją żartobliwie: „Zakochałaś się czy co?” W odpowiedzi będzie się kręcić, skakać i wystawiać język. To było zabawne.
Wstąpił do wojska. Moja dziewczyna pisała do mnie listy przez sześć miesięcy, a potem nie otrzymała odpowiedzi ani żadnego „dzień dobry”. Napisałem, ale w odpowiedzi cisza. Cóż, myślę, że poczta działa. Nie może być tak, że złamała wszystkie nasze przysięgi i obietnice. Naiwny młody chłopak.
Wrócił dwa lata później, kupił kwiaty i pojechał do jej domu. Zza płotu matka krzyczała, że nie ma jej i nie będzie w domu. Że wyszła za mąż i moja droga tutaj jest zamknięta. Ale ja, młody głupiec, do samego końca wierzyłem, że on czeka. Generalnie był głupi.
Nadzieja umarła, stało się to niezwykle bolesne. Siedziałem przy jej płocie w całkowitym pokłonie. Nic dziwnego, bo długo czekałam na ten moment. Kłócił się ze wszystkimi o to, co go czeka, kłócił się nawet o złe słowa.
Nagle widzę biegnącą Dinę. Zobaczyła mnie, zamarła, przechyliła głowę na bok, a potem podbiegła do mnie szczęśliwa. Powaliła mnie na ziemię, zaczęła lizać po twarzy, piszczeć ze szczęścia i lizać ponownie.
Wziąłem ją w ramiona, przycisnąłem do siebie i zalałem się łzami. Już po prostu ze szczęścia. Z radości, że na tym świecie jest lojalność i miłość…