Niedawno wybrałem się do sklepu i zdecydowałem się kupić kilka owoców kiwi pochodzących z Iranu. Gdy wróciłem do domu, przeciąłem je na pół, a moją uwagę od razu przykuły drobne, czarne nasionka znajdujące się w miąższu.
Postanowiłem spróbować je wydobyć, aby przeprowadzić mały eksperyment związany z ich kiełkowaniem.
Ze względu na ich bardzo mały rozmiar, usuwanie nasion okazało się trudniejsze, niż się spodziewałem. Początkowo próbowałem robić to palcami, jednak szybko zorientowałem się, że to zbyt mozolne i niedokładne.
W końcu sięgnąłem po pincetę, która znacznie przyspieszyła i ułatwiła cały proces. Udało mi się ostrożnie wyjąć około 40 nasion, co uznałem za wystarczającą ilość do przeprowadzenia eksperymentu z ich kiełkowaniem.
Rozłożyłem nasiona na wilgotnym ręczniku papierowym, który następnie starannie nawilżyłem wodą.
Całość umieściłem w plastikowej torebce strunowej, aby utrzymać odpowiedni poziom wilgoci i stworzyć warunki przypominające miniaturową szklarnię.
Co drugi dzień zaglądałem do środka, z nadzieją, że zauważę jakiekolwiek oznaki życia. Dopiero jedenastego dnia od momentu rozpoczęcia eksperymentu zauważyłem pierwsze, drobne, białe kiełki wyrastające z niektórych nasion.
Część z nich zaczęła lekko pękać, co również uznałem za pozytywny znak – wskazywało to na rozpoczęcie procesu wzrostu.
Z czasem przekonałem się, że rośliny kiwi rosną dość wolno, jednak są wdzięczne za troskę i systematyczną opiekę. Pierwsze widoczne kiełki pojawiły się dziesięć dni po ich umieszczeniu w wilgotnym środowisku.

Po kolejnych siedmiu dniach na niektórych roślinach pojawiła się druga para liści, wyraźnie różniących się wyglądem od tych pierwszych, początkowych listków.
Nowe liście miały charakterystyczne, powcinane brzegi, a na ich powierzchni znajdowały się drobne, miękkie włoski przypominające te, które można znaleźć na liściach pokrzywy.
Na szczęście, mimo podobieństwa, nie powodowały one żadnego dyskomfortu przy dotyku. Rośliny zaczęły intensywnie rosnąć i wkrótce zrobiło się im zbyt ciasno w jednej doniczce.
Dlatego postanowiłem przenieść część z nich – te największe i najlepiej rozwinięte – do osobnych pojemników, po 4-5 sztuk w każdej doniczce.
Już wcześniej przygotowałem większe donice z odpowiednią ziemią, więc wszystko było gotowe do przesadzenia roślinek i zapewnienia im więcej miejsca do dalszego wzrostu.