Gdy byłam mężatką, myślałam, że tworzymy zgrany duet. Mąż powtarzał, że jesteśmy idealną parą. Ale gdy życie wystawiło nas na próbę — pokazał swoją prawdziwą twarz.
Zaczął mnie obrażać. Mówił, że jestem do niczego, że nawet dziecka nie potrafię urodzić. Miałam problemy zdrowotne — ale czy to powód, by mnie upokarzać?
Wkrótce zostawił mnie dla młodszej, pięknej kobiety, która dała mu syna. A ja? Zostałam sama. Starzałam się nie od lat, ale od ciężkiego życia. Sprzedawałam warzywa na targu, walcząc o każdy dzień.

Pewnego dnia go zobaczyłam. Wysiadł z luksusowego samochodu, ubrany w elegancki garnitur, z piękną blondynką u boku. Przeszedł obok mnie… nawet mnie nie poznał.
Łzy same napłynęły do oczu. Ale kilka dni później poznałam prawdę.
Ta idealna żona go zdradzała. Syn, którego tak pragnął, okazał się leniem — wyrzuconym z uczelni, rozrzutnikiem pieniędzy. Jego życie było pozorne.

A ja? Wciąż stoję na targu. Zniszczone dłonie, ale spokojne sumienie. Nigdy nie zdradziłam siebie. I w tym właśnie tkwi moja siła.