Na początku myślałem że dziadek po prostu zgubił klucz

Kiedy w końcu dowiedziałem się, czym jest ten dziwny „klucz”, nie wiedziałem — śmiać się czy jeszcze bardziej się dziwić.

Okazało się, że to wcale nie był klucz, tylko ustnik-zatrzask do papierosów. Taki, jakiego używa się do skrętów — żeby nie poparzyć palców i nie mieć tytoniu w ustach.

I tak, wszystko nagle stało się jasne. Ta dziwna „otwierająca się” część to właśnie ten zatrzask. A dziadek… no cóż, miał naprawdę ciekawą młodość.

Kiedy delikatnie wróciłem do tematu i zapytałem, dlaczego w ogóle go trzyma, dziadek westchnął ciężko i powiedział:

— Lekarz powiedział — już nie mogę. Ciśnienie, serce, te sprawy…

A potem dodał z konspiracyjnym błyskiem w oku:

— Ale czasem… raz w tygodniu… wychodzę do ogrodu… wyciągam swój „ustnik”… i robię kilka zaciągnięć. Tylko nikomu — zwłaszcza babci.

Zrobiło mi się ciepło na sercu. To nie był zwykły ustnik — to był kawałek jego młodości, wspomnień, nawyków, może nawet uporu. Nigdy nie był kimś, kto łatwo się z czymś żegna. Nawet z tytoniem.

Teraz rozumiem, czemu tak zareagował. To nie był zwykły przedmiot. To była jego mała, ukryta wolność, choćby i zakazana.

I nie, babci oczywiście nic nie powiedziałem.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *