Nie baw się ze mną. Opowieść.

Zaproszenie na ślub. Od byłego. Zabawne, pomyślała Sasza. Choć wcale nie było to zabawne. O dziwo, było bolesne, mimo że sama rozwiodła się z mężem.

Nie pił, nie bił, nie oszukiwał. Te słowa trzeba było powtarzać bez przerwy. Nikt nie rozumiał Saszy, nawet jego matka: kochała Mitię i uważała go za idealnego zięcia.

„Jeśli ci się podoba, wyjdź za niego” – odparła Sasza. „Zobaczymy, jak długo wytrzymasz”.

— Zwariowałaś, córko? Wystarczy mi twój ojciec. I nie bądź głupia, dlaczego Katiusza ma cierpieć przez ciebie?

Katiusza miała dwa lata, kiedy Sasza odeszła od męża, a dziewczynka zupełnie nie rozumiała, co straciła – rodzinę pełną czy niepełną. A Sasza uważała, że straciła skandale rodziców, więc niesłuszne jest twierdzenie, że je straciła. Uciekła, i tak jest.

– Nie mów mi, jak mam żyć! – obraził się Sasza. – Wszystkie matki są jak matki, litują się nad córkami i je wspierają. A ty je tylko karcisz!

— Czy to ja cię opieprzam? Przecież nawet nie zacząłem!

Sasza rozwiódł się z Mitią, bo przestał ją zauważać. Przez sześć lat żyli bez dzieci, wszystko było w porządku: kwiaty, daktyle, liściki w kieszeni, urocze prezenty bez powodu. A potem postanowili mieć dziecko. I to wszystko zepsuło.

Nie, nie o to chodzi. Warto było się tu przyznać: Sasza sama sobie winna. Zaciągnęła go do porodu z jakiegoś powodu. Ostrzegali ją: nie. Ale nie posłuchała. A potem wszystko zaczęło się sypać: ona była na urlopie macierzyńskim z dzieckiem, a on w pracy. I ani kwiatów, ani niespodzianek. A ona, nawiasem mówiąc, urodziła mu córkę, cierpiała prawie dzień. Nie wspominając o dziewięciu miesiącach przedtem. Rozmawiał z nią jak z sąsiadką. A jak była to impreza firmowa: perfumował się takimi perfumami, prosił, żeby mu wyprasowała koszulę. Jakby była jego służącą albo matką.

Po dwóch latach takiego życia Sasza nie wytrzymał i złożył pozew o rozwód. Mitia udawał, że się opiera, ale w końcu zgodził się, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Regularnie widywał córkę: nabrał zwyczaju wpadania prawie każdego wieczoru, nawet prosząc o obiad! Czy to dlatego Sasza się rozwiódł? Ułożyła mu harmonogram, kiedy może odwozić córkę do siebie. I co z tego – Katiusza jest już duża, chodzi nawet do przedszkola. Niech więc przyzwyczaja się do życia w dwóch domach.

Kiedy Sasza miała wolny weekend, nie miała pojęcia, co z nim zrobić. Na początku zaczęła zapraszać przyjaciółkę na zakupy i do kawiarni, ale w trzeci weekend przyjaciółka zaczęła błagać:

— Cholera, wszystko rozumiem, ale nie rozwiodłam się. I nie planuję. Mąż zaraz mnie z domu wyrzuci!

Musiałem pojechać do mamy. Ale ona nie była zbyt zadowolona z wizyty u Saszy bez Katiuszy.

— A może pójdziesz z Katiuszą do Mitii? Moglibyście spędzić razem czas. Tobie na pewno nie będzie nudno, a dziecku wyjdzie to na dobre.

-Mamo, nie zostawiłam go, żebyśmy mogli spędzać razem weekendy.

-No cóż, jak sobie życzysz.

Sasza postanowiła, że musi znaleźć sobie jakieś hobby. Próbowała jogi, ale jej się nie podobało: bolało, było niewygodnie i czuła się głupio. To samo działo się z tańcem. I z rysowaniem. Nie chodzi o to, że Sasza tego nie lubiła, ale to wszystko nie miało sensu, nie rozumiała, po co miałaby to robić. Gdyby był remont, przyjęłaby pozycję drzewa i dobrała odpowiednie odcienie, ale w ten sposób…

To Mitia zaczął remont. Od dawna marzył o domu za miastem, ale Sasza się opierał. A potem dostał spadek po babci i postanowił: kiedy, jeśli nie teraz? Dom, który kupił, był jednak stary i wymagał gruntownego remontu. Poprosił więc Saszę o pomoc, mówiąc, że Katia też będzie tu spędzać czas, więc przynajmniej razem zróbmy dla niej pokój dziecięcy. No to zróbmy to.

Sasza lepiej radziła sobie z naprawami: od razu rozwinęła zręczność i poczucie piękna. Kiedy się zgodziłem, myślałem, że ona i Mitia się pozabijają, ale nie: jakoś wszystko ułożyło się po ich myśli, bez żadnych kłótni.

— Może zostaniesz? Przenocujesz u nas? – zaproponował któregoś dnia.

A Saszę to „my” raziło.

-Dziękuję, nie chcę nocować „u ciebie”!

W drodze powrotnej autobusem do domu pomyślała: co ją tak zdenerwowało? Przecież to naprawdę był dom Mitii, a także Katii, zarejestrował udziały na jej nazwisko. A Sasza nie miał z tą historią nic wspólnego. Ale tak naprawdę nie chciała odejść i odmówić Mitii podwózki, nie chciała. Ale odmówiła. Dlaczego odmówiła?

„Bo chcę do niego wrócić” – uświadomiła sobie Sasza.

I kierując się słynną kobiecą logiką, przestała się z Mitią kontaktować. A teraz minęły trzy miesiące, a on już się żeni! Ale Saszy wydawało się, że się zmienił: stał się bardziej troskliwy i uważny niż wcześniej. Spójrz, kiedy remontowali: podał jej rękę i powiedział, jaka jest piękna, a kiedy ubrudziła się farbą, z taką czułością otarł jej plamy z twarzy…

„Widziałaś to?” zapytała Sasza matkę, rzucając zaproszenie na stół.

— Widziałam, oczywiście — mama szeroko się uśmiechnęła. — Ja też mam takiego. Jakiż to dobry człowiek, ten twój Mitia. Och, co ja mówię — on już nie jest twój. No to znaczy, że pójdziemy razem, co?

— Nigdzie nie idę! — oburzył się Sasza. — I nawet o tym nie myśl. Co to za ślub, nie rozumiem? I co on sobie pomyślał o Katiuszy? Jak ona to wszystko zniesie? Poznał ją i od razu poszedł do urzędu stanu cywilnego? Przecież i tak jest w ciąży…

-Myślałaś o Katiuszy, kiedy się rozwodziłaś? — odparła mama. — To twoja wina, że pozwoliłaś odejść takiemu człowiekowi!

— Mamo, tak naprawdę to ja jestem twoją córką, a nie Mitia! Czy to normalne, że w ogóle chodzisz na jego ślub? Może dalej będziesz się przyjaźnić z tym kurczakiem?

— I tak zrobię! A czemu nie? Mitia nie wybierze sobie złej żony.

Początkowo Sasza postanowiła, że nie pójdzie na ten ślub. I nie pozwoli Katii odejść. Ale ciekawość wzięła górę: nie widziała narzeczonej Mitii i nawet nie wiedziała, kim ona jest – jej matka się do tego nie przyznała, a od Katiuszy też nic nie mogła się dowiedzieć: no, ciotka i ciotka, ale żadnych szczegółów. I Sasza postanowiła pójść na ślub. Jej matka powiedziała, że weźmie Katiuszę na siebie: powiedziała, że Sasza musi być piękna, żeby nie stracić twarzy.

– Słuchaj, narzeczona Mitii jest od ciebie dziesięć lat młodsza, więc czy ci się to podoba, czy nie, ewidentnie przegrasz. Więc idź do salonu i kup sobie ładną sukienkę: nie daj jej myśleć, że cierpisz.

„Nie cierpię” – obraził się Sasza. „Co każe ci tak myśleć?”

Ale i tak postanowiła przygotować się do ślubu: spędziła cały tydzień na odwiedzaniu salonów i fryzjerów, przymierzyła setki sukienek, zanim znalazła tę idealną. Niech wie, kogo stracił! I żaden mały bachor nie może się z nią równać…

Sasza spodziewał się, że urząd stanu cywilnego będzie pełen gości i samochodów z balonami: wszystko zgodnie z oczekiwaniami. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Kilka par tłoczyło się przy wejściu, inne chowały się w cieniu rozłożystych jodeł. Czy wszyscy przyszli złożyć podpis? Nie wyglądało na to…

Wybrała numer swojej matki:

-Gdzie więc są wszyscy?

-Dotarłeś już?

-Dotarłem.

— Poczekaj tam, gdzie jesteś.

Sasza nic nie rozumiała i zaczęła się irytować: upał rozpuszczał jej makijaż, pachnące włosy przyciągały pszczoły, a sukienka, choć idealnie dopasowana do jej figury, nie była stworzona na tak słoneczne dni, a po plecach spływały jej strużki potu, zostawiając zapewne ciemne plamy na cienkim jedwabiu.

Muzyka pojawiła się znikąd i od razu było jasne, że to nie nagranie, a orkiestra na żywo. Sasza rozejrzała się i zobaczyła muzyków: skręcili za róg budynku i podeszli do niej, śpiewając unisono bardzo znajomą piosenkę. Tak, to był Elton John – utwór, do którego tańczyła z Mitją na pierwszej randce! Czy naprawdę mógłby wykorzystać tę piosenkę na swoim nowym ślubie? To niemożliwe…

Sasza chciała wstać i wyjść. I nigdy więcej się tu nie pojawiać. Co za idiotka, serio, po co ona w ogóle tu przyszła? Ale gdy już miała się odwrócić, muzycy się rozstąpili i wyszedł Mitia. Jego garnitur nie wyglądał jak ślubny i przez chwilę Sasza pomyślał: może ślub odwołali?

Wtedy Mitia uklęknął na jedno kolano, wyjął z kieszeni pudełko i powiedział:

-Wyjdziesz za mnie?

Scena była fantasmagoryczna. Co tu się w ogóle dzieje? Wysłał zaproszenie na ślub, a sam oferuje głupi pierścionek…

Za pierwszym razem nie było oświadczyn. Po prostu postanowili się pobrać i tak się stało. Nikt nie poprosił Saszy o rękę, nikt nie uklęknął na jedno kolano. I myślała, że jej nie potrzebuje, ale teraz, kiedy uświadomiła sobie, że wszystko, co się dzieje, jest prawdziwe, nagle poczuła, jak jej ciało staje się lekkie, jakby nieważkie, i zdawało jej się, że za chwilę odleci. Głupi uśmiech rozlał się na jej twarzy, wbrew woli Saszy.

„Wiem, że za pierwszym razem popełniłem błąd” – powiedział Mitia. „Ale obiecuję, że teraz wszystko będzie inaczej”.

Mogła się sprzeciwić, zażądać gwarancji i obietnic. Ale Sasza zdała sobie sprawę, że nie potrzebuje tego wszystkiego.

„Tak” – odpowiedziała po prostu.

Ktoś klasnął, a Sasza kątem oka dostrzegła matkę i Katiuszę. Później zbeształa matkę za takie zachowanie. Ale teraz musiała tylko przytulić Mitię…

„Skąd wiedziałeś, że przyjdę?” zapytała szeptem.

— Ciekawość nie pozwoliłaby ci tego przegapić. Wyglądasz po prostu olśniewająco!

-Lepiej niż twoja żona?

— Zupełnie jak moja żona!

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *