„Nie pierzę ubranek dziecięcych. Dlaczego? Ogrzewam nimi piec. Ludzie przyniosą więcej” – powiedziała kobieta z wieloma dziećmi

„Nie pierzę ubranek dziecięcych. Dlaczego?

Ogrzewam nimi piec.

Ludzie przyniosą więcej” – powiedziała kobieta z wieloma dziećmi
Około rok temu w naszej wsi pojawiła się duża rodzina.

Dwoje najstarszych dzieci w rodzinie to już dzieci w wieku szkolnym, jest jeszcze więcej, które nadal są w domu z matką.

Ojciec rodziny zaczął pracować u miejscowego rolnika, a dziećmi opiekuje się w domu jego żona.

Widząc, że w rodzinie jest problem z pieniędzmi, miejscowi zaczęli pomagać.

Niektórzy przynieśli warzywa, inni domowe jajka. Wielu zaczęło przynosić rodzinie rzeczy dzieci. W domu jest dużo dzieci i dla kogoś się przydadzą, zwłaszcza, że ​​przed oddaniem wszystkie rzeczy zostały wyprane i uporządkowane.

Ja też zdecydowałem się pomóc. Zapytałam synową, czy nie ma jeszcze ubranek dziecięcych, których nikt już nie nosi. Prosiłam, żeby nie wyrzucać dobrych rzeczy, ale je zbierać, żeby móc je oddać dużej rodzinie.

Kilka dni później synowa wręczyła mi duże torby pełne dziecięcych rzeczy. Wszystko zostało wyprane i wyprasowane, ułożone w schludne stosy zgodnie z porą roku. W paczkach znajdowały się nie tylko ubrania, ale także buty, zabawki, a nawet słodycze, które synowa kupowała, by leczyć cudze dzieci.

Przed wyjazdem znalazłam numer telefonu matki dużej rodziny i zadzwoniłam z pytaniem, czy potrzebują pomocy. Kobieta powiedziała, że ​​potrzebuje ubrań, ale nie może po nie przyjechać – mąż jest w pracy i nie ma z kim zostawić dzieci. Zgodziłem się sam wszystko zabrać.

Kiedy dotarłem pod wskazany mi telefonicznie adres, od razu zauważyłem, że podwórko jest zaniedbane, zarośnięte chwastami, a przed płotem rośnie wysoka trawa. W naszej wsi starają się utrzymać porządek nie tylko na podwórzu, ale także przed nim, wyrywając chwasty i sadząc rabaty kwiatowe przy płotach.

Zabierając paczki udałem się na podwórze.

Z drzwi domu wyszła mi naprzeciw kobieta ubrana w zatłuszczoną szatę, a za nią wybiegło troje dzieci.

Pod baldachimem niedaleko domu zobaczyłam całą górę ubrań, które wyglądały na bardzo brudne. Widząc moje spojrzenie, kobieta uśmiechnęła się:

„Wszystko jest brudne i obskurne”. Nie będę tego myć, proszek jest drogi. Zimą spalę te rzeczy w piecu, ludzie przyniosą mi nowe ubrania.

Uśmiech kobiety podczas opowiadania był bardzo złośliwy.

Zrobiło mi się bardzo smutno, bo ludzie z głębi serca chcą pomagać, a taka „matka” wszystko bierze za oczywistość i zupełnie tego nie docenia.

Kobieta nie chce tracić czasu, proszku i energii na pranie, zwłaszcza że dobrzy ludzie i tak pomogą.

Wcale nie chcę pomagać takiej rodzinie, ale w końcu dzieci będą cierpieć i nie mają z tym nic wspólnego.

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *