Wsiadłem do wagonu tuż przed odjazdem pociągu z Jekaterynburga.
Miałem ze sobą tylko plecak i małą torbę podróżną.
Pasażerowie zajmowali już swoje miejsca, a kiedy wszedłem,
od niechcenia kiwnęli głowami w odpowiedzi na moje powitanie i kontynuowali rozmowy.
Myślałam, że ludzie są różni i postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Szybko odłożyłem swoje rzeczy na najwyższą półkę i położyłem się, żeby odpocząć.
Pociąg odjeżdżał o szóstej wieczorem i przez pierwsze dwie godziny leżałem spokojnie, zajęty swoimi sprawami. Moi towarzysze podróży nie zwracali na mnie uwagi, ja też nie zwracałem na nich uwagi. Około ósmej lub dziewiątej sąsiedzi postanowili zjeść kolację. Zabrałem ze sobą także pojemnik z jedzeniem, żeby nie pozostać głodnym w pociągu.
Zeszłam z półki i zapytałam sąsiadów: „Czy mogę zjeść z wami przy stole?” Otrzymałem jednak od kobiety dumną odpowiedź: „Nie, to są nasze miejsca. Można zjeść na górze.” Poczułem się jak w pociągu migracyjnym w czasach przedrewolucyjnych i dojechałem do pasażerów „najwyższego poziomu” w wagonie 1. klasy. Nawet zamarłem z szoku na kilka sekund – to pierwszy raz w mojej podróży.
Ale wkrótce opamiętałem się i spokojnie powiedziałem: „Teraz nie leżysz, ale siedzisz przy stole. Po prostu usiądę, zjem i wrócę do swojej półki. Odpowiedź była mniej więcej taka: „Zapłaciliśmy za te miejsca, więc wracaj tam i nie spuszczaj głowy”. Przez następne dziesięć minut nie było konstruktywnego dialogu, więc zadzwoniłem do konduktora.
Kiedy przewodnik przybył, spotkał się z taką samą agresywnością i uporem w sprawie ich „należnych im miejsc”. Grzecznie poprosił, żebym pozwolił mi na chwilę do nich dołączyć przy stole. Kobieta odpowiedziała: „Jeśli jesteś po jej stronie, pozwól jej zjeść kolację w twoim przedziale”. Konduktor zdał sobie sprawę, że komunikacja z nimi nie ma sensu i poszedł szukać dla mnie innego wolnego miejsca w innym przedziale lub nawet w innym wagonie.

Stałem na korytarzu jakieś 10-15 minut i nie chciało mi się już wracać do swojego przedziału. Ale potem przyszedł inny konduktor i powiedział, że może mnie przenieść do przedziału SV, ponieważ są tam dwa wolne miejsca. Wszedłem do nowego przedziału, szybko zebrałem swoje rzeczy i usłyszałem od tej samej kobiety: „Zadzwoniłeś już na policję?” Nie odpowiedziałem i po prostu wyszedłem. Przedział w SV był trochę obskurny i mniej wygodny niż w samochodzie przedziałowym, ale był jeden ogromny plus — brak tak nieprzyjemnych sąsiadów.